wtorek, 19 sierpnia 2014

Kolejna przeprowadzka

16. 12. 2013 r.
Mój pierwszy lot samolotem, bardzo się bałam ale trafiłam na miłych współpasażerów i jakoś czas zleciał.
Uff wylądowałam teraz tylko odebrać bagaż i rzucić się w objęcia M.
Kurcze coś długo te bagaże nie jadą ale że nie miałam porównania ile to może trwać to stałam cierpliwie... minęło pół godziny hala opustoszała a my dalej czekamy.... mijają kolejne minuty, ludzie się denerwują... są! w końcu! Telefon do M... miał czekać na mnie przy wyjściu.
Wychodzę, spory tłum ale M. nie ma! Spanikowana dzwonię, zdążyłam tylko powiedzieć co widzę za drzwiami na co w odpowiedzi usłyszałam, że mam się nigdzie nie ruszać i bach... telefon się wyłączył!

Samolot ląduje. Wszystko idzie zgodnie z planem, M. dostaje ode mnie smsa, że wylądowaliśmy!
Czeka ale nikt nie wychodzi... długo ojj długo to wszystko trwa. Kolejny sms, że bagaże wreszcie są! Widzi wychodzących ludzi ale mnie wśród nich nie ma! Ma złe przeczucia... dzwoni do mnie i wtedy wszystko staje się jasne... wylądowałam na drugim lotnisku! Od razu wsiada w samochód i jedzie...

W tym samym czasie zgodnie z zaleceniem M. postanawiam nigdzie się nie ruszać ;) śmiałam się w duchu, że przyjdzie mi nocować na lotnisku.
Było już późno w nocy, sklepiki były pozamykane, ludzi prawie w ogóle jedynie robotnicy co jakiś czas przechadzali się tam i z powrotem (na hali trwał remont), patrze a kilka krzeseł ode mnie siedzą dwie kobiety- matka z nastoletnią córką. Poznałam je, były z tego samego lotu co i ja.
Przysiadłam się do nich i tak zleciały mi 2 godziny po których zostałam zupełnie sama...
W między czasie wylądował jakiś samolot, zebrała się spora grupa Chińczyków ale szybko wyszli.
Bałam się, że zgaszą światła i mnie wyproszą ehhh nie takiego początku się spodziewałam...
Nagle słyszę zamieszanie... na hali ponownie pojawiają się Chińczycy, któryś z nich zgubił bagaż, zaczynają się poszukiwania... współczuję ale jednocześnie cieszę się, że nie jestem tam sama :/ mija kolejna godzina... odgłosy prac remontowych ucichły... dopiero teraz czuję prawdziwy strach... mijają kolejne minuty... pojawia się M.

Współlokator śmiał się, że jaki początek taka reszta mojego pobytu tutaj :/ i chyba co nieco wykrakał bo tyle razy ile się zgubiłam i tylu dziwnych sytuacji jakie mnie spotkały to nawet mój M. nie miał a za granicą spędził już kilka dobrych lat.
A wracając do tematu posta: czeka mnie kolejna przeprowadzka. Od grudnia to już 3 i 3 miasto!
Szczerze mówiąc jestem już tym bardzo zmęczona.

Pozdrawiam ciepło!! bo do nas zimno przyszło i nie ma zamiaru sobie pójść :/

7 komentarzy:

  1. Oj, to przy kupowaniu biletów musieliście złe lotnisko wybrać, współczuję sytuacji! Choć ja miałam trochę podobnie i nie uważam, żeby taki był mój cały pobyt tutaj, wręcz przeciwnie, więc głowa do góry! Ja jak wylądowałam, to znów nie pomyśleliśmy, by zapewnić mi działający numer za granicą. Miałam funty, myślę kupię w jakimś sklepie, a tu jak piszesz wszystko pozamykane. Też miałam stracha, ale w końcu się znaleźliśmy :)
    U nas też strasznie zimno :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za pocieszenie, mam nadzieję, że i ja limit pecha wyczerpałam :)
      Z tym numerem to miałam podobnie ehh człowiek stary a głupi no ale nic postaram się więcej tego błędu nie popełnić :) strachu trochę było (trochę dużo!) ale wspomnień mam co niemiara :)

      Usuń
    2. Mi po prostu nie przyszło do głowy, że sklepy na lotnisku są zamykane - pieniądze miałam i spodziewałam się miejsc działających całodobowo, skoro samoloty wylatują i lądują całą dobę, ale jednak to nie jest tak oczywiste ;) Jestem przekonana, że teraz będzie u Was już tylko szczęśliwie :)

      Usuń
  2. Hmm, nie wiem, czy to ma związek, ale gdy czytałam poprzedni wpis, chodziło mi po głowie, że być może nie będziecie chcieli zagrzać długo miejsca pod aktualnym adresem. Jednak moim zdaniem szukanie do skutku jest dużo lepsze niż męczenie się z uciążliwym sąsiedztwem. Szczerze Wam kibicuję, powodzenia następnym razem i oby tych razów nie było w Twoim życiu więcej niż sama sobie życzysz.

    Mój pierwszy lot samolotem odbył się w obecności (wtedy już prawie) Męża, więc choć zmierzałam na drugi koniec świata, wszystko odbyło się sprawniej niż się spodziewałam. Gdy jednak po raz pierwszy leciał do Polski, czekałam na Niego w warunkach podobnych do opisanych tu przez Ciebie - małe (wtedy jeszcze przed rozbudową i modernizacją) lotnisko, wyludnione i prawie wygaszone. Tak że potrafię wyobrazić sobie, co czułaś. A Ty przecież doświadczyłaś tego nie w Ojczyźnie, tylko w obcym kraju, biedna... Cieszę się, że wszystko skończyło jednak dobrze. Pozdrawiam Cię serdecznie.

    PS Cieplej już?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pocieszające jest to, że nie tylko ja miewam takie przygody :)
      Co do zmiany mieszkania to tak fajnie się złożyło, że we wrześniu kończy nam się umowa najmu a jakiś czas temu mój M. dostał nową pracę do której niestety musi kawał dojeżdżać, więc nic tylko się przeprowadzać :D ale tak szczerze mówiąc nawet gdyby nadal pracował na miejscu to i tak byśmy się przenieśli.
      Pogoda u nas w kratkę ale więcej jest zimna niż ciepła niestety :/
      Dziękuję za pozdrowienia! :)

      Usuń
  3. Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło :) . Spójrz na to od innej strony - będziesz miała co wspominać , ja zawsze tak się pocieszam :):) . Oby tym razem sąsiedzi okazali się mniej rozrywkowi ...
    Pozdrawiam serdecznie :):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, wspomnień mam sporo! czasami sobie myślę, że troszkę zbyt wiele ;)
      Co do sąsiadów to również proszę niebiosa o miłych, spokojnych staruszków!! :)

      Usuń